Skocz do zawartości

KaRV

Poborowy
  • Liczba zawartości

    384
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Odpowiedzi dodane przez KaRV

  1.  

    Jak z dzieckiem w piaskownicy z Tobą. Pytanie brzmi, czy próbowałeś skoro tak piszesz? 

     

    Czy ty poważnie liczysz na konkrety na forum internetowym? Nie istotne jest dla mnie czy mi wierzysz na słowo, ale jeszcze raz. W latach 90tych jako nastolatek miałem możliwość kupić broń. Teraz tego nie mogę zrobić tak łatwo, choć wiem(nie z gazet) że bandyci spokojnie mogą się w nią zaopatrywać 

     

    koniec

     

    EDIT.

     

    ta dyskusja nie ma sensu pozostańmy przy swoich stanowiskach i wszystko będzie ok. Pasuje?

  2. ostatnio słyszałem o gościu z CBŚ który dostał mega wpierdy od bandytów tak, że wylądował w szpitalu, rozpoczął starania o prywatną broń palną ze względów: 
     na broń do celów ochrony osobistej, osób i mienia stałego, realnego i ponadprzeciętnego zagrożenia życia, zdrowia lub mienia,

    nie otrzymał takowego pozwolenia. dopiero nsa zmienił decyzje policji.

     

    Jimmy poczytaj o gehennie gości którzy starają sie o broń palną do celów sportowych.. w każdym razie życzę ci wszystkiego dobrego.

     

     

     

    Musi dojść do wielu zmian od prawa (karnego, o broni i amunicji itd.) o czym pisał Alienzo, aż do edukacji kończąc zanim ktokolwiek wejdzie do sklepu z bronią i zakupi sobie wymarzonego Colta 1911  :wub: .

     

    dokładnie o tym pisałem.. proces 

     

    zresztą podobnie z JOWami to jest proces ze zmianą konstytucji i przemodelowaniem naszej demokracji a nie tylko JOWy.

     

     

     

    Wszyscy gadają, że "łatwo". A próbowałeś, że tak mówisz?

     

    wiem ale nie powiem!

    dla bandytów to mówimy o "sklepie"  

     

    tak, jak Wyspa mówił mi że mało widziałem to w tym wypadku Rutku ty mało wiesz jak się okazuje!

  3. Wpadnij kiedyś do Krakowa, tutaj to fenomen. A w innych miastach mają za to pałki, kastety i inne zabawki. Póki co piorą się po pyskach, trudno dostać przypadkiem. Ale gdyby mieli broń i strzelali do siebie z odległości... owszem, selekcja naturalna w końcu by zadziałała, ale ile niewinnych ofiar zginęłoby zanim by się powybijali?

     

    We Włoszech to norma*, ostatnio do siebie strzelali.. i co? i nic! Państwo nie jest od tego aby uniemożliwiać porządnym obywatelom samoobronę, bo ten czy inny bandyta może zdobyć broń(która staję się w tym momencie nie legalna!). Policja jest od tego aby go wytropić i złapać. A obywatel powinien mieć możliwość samoobrony przed napastnikiem bo jak wiadomo stróże prawa zawsze są po fakcie!

     

     

     

    *wojny kibiców

     

    Ps. nie przekonuje mnie fakt, że u nas jest taka bieda że ten czy owy wydał by kilka tysiaków na broń(legalną) żeby potem pałaszować bezkarnie po półkach sklepowych! w szalonych latach 90tych jako nastolatek miałem kilkukrotną możliwość zakupu broni, teraz oczywiście już nie. dzisiejsi bandyci pewnie mają podobne możliwości jak ja wtedy. i statystyki typu 100 na 1,3 sztuk im w tym nie przeszkadzają!

    • Upvote 1
  4.  

    To wyobraź sobie, że są światy gdzie chodzą. Sam też się nie spotkałem, może gdybym mieszkał w centrum Łodzi to bym się doczekał takiego widoku.

     

     

    świetnie tylko że ja mieszkałem 7 lat w łodzi (retkinia,górniak, bałuty <-krótki okres na limance podobno najgorszej ulicy w łodzi) w centrum bywałem często i gęsto, jakoś tak mało(w ogóle) widziałem kos, maczet itp. 

     

    Wyspa to tak jak z:

     

    strażak.. widzi non stop wyciąganych ludzi z rozbitych aut

    policjant .. widzi non stop kłótnie rodzinne

    ratownik medyczny.. widzi non stop krew na rękach i zgodny w karetce

     

    taka praca i spaczenie zawodowe!

     

     

    Broń palna to po prostu nie na nasze warunki. Kultura posiadania broni wymaga wielu lat tradycji i świadomości u nas tego nie ma i wielu by woda sodowa do głowy strzeliła.

     

    napisz do czego jeszcze nie dorośliśmy (nóż i widelec - zaliczony, demokracja- zaliczony, własne państwo - ??)

     

    Ps. legalna broń ma to do siebie że jest przestrzelana. typ musiałby być piramidalnym głupcem aby strzelać z legalnej broni, bądź wykorzystywać ją do przestępstwa. statystyki które przywołałeś nie rozdzielają tych przypadków.. ciekawe jak to wygląda, nie ma też informacji na temat morderstw w afekcie.

    myślę, że gość który planuje np: gwałt zastanowił by się po raz drugi jeżeli wiedziałby, że istnieje duża szansa wyłapania kulki od ofiary czy od przypadkowego świadka (zresztą podobnie jak przy innych przestępstwach). nie ma co ukrywać, dla złodzieja,gwałciciela czy innego bad gaya jego własne życie jest na pewno najważniejszą wartością. 

     

    Ps2. Ja osobiście rozumiem postulat liberalizacji dostępu do broni nie jako sytuacje gdzie nasz parlament przygotowuje jedna ustawę mówiąca że każdy może mieć, tylko jako szereg ustaw/szkoleń. Od zmiany ustawy do obrony koniecznej, po szkolenia praktyczne dla każdego posiadacza czy też edukację pozytywną na temat broni choćby w liceach itp.

     

    Ps3. Z autorem nie zgadzam się z tym że on pisze o postulacie jako czynniku obrony państwa przez obywatela,a bardziej z sensem byłaby tutaj broń długa którą raczej trudniej dokonać przestępstwa (możliwość chowania) jak i jest bardziej praktyczna w rzeczywistych warunkach przytoczonych przez autora.

     

     

    @Towarzysz

    umiesz liczyć licz na siebie.

    mimo że zgadzam się z Kostrzewą-Zorbasem, że Rosja raczej nie wywoła 3 wojny (długo by gadać, ale analizując wojny światowe" z XIX czy XX w warunki nie są spełnione, dodatkowo potencjał Rosji do zachodu to 1:20) to jednak mimo to uważam że to Stalin miał racje mówiąc że sojusze to chce podpisywać słabszy.. jak by nas zachód oszukał/olał jeszcze raz, to co takiego wielkiego się stanie? i tak za 50 lat napiszą że to my wywołaliśmy wojne i jesteśmy odpowiedzialny za gazowanie jakiegoś innego narodu!

     

     

     

    EDIT

     

    Gdyby teraz tacy ludzi mieli dostać dostęp do broni palnej... zaczął bym poważnie myśleć o zmianie kraju zamieszkania...

     

    to raczej trudno byś miał z wyborem bo według statystyk, bandy są wszędzie, a broni więcej!

     

    :)

  5.  A patrząc na tych wesołych chłopaczków w dresach biegających po ulicach z maczetami 

     

    Być może wychodzi ze mnie moja zaściankowość i małomiasteczkowość, ale w moim świecie nigdy jeszcze przez 34 lata swego życia nie widziałem "wesołych chłopaczków z maczetami"

  6. Od III Rzeszy. Izraelczycy stworzyli strefy mieszkalne dla Palestyńczyków ala getta, mają coraz lepsze pomysły jak np. ten http://www.dailymail.co.uk/news/article-2715466/Israeli-official-calls-concentration-camps-Gaza-conquest-entire-Gaza-Strip-annihilation-fighting-forces-supporters.html a tutaj masz porównanie do Niemiec w latach '40 do Izraela teraz http://www.veteranstoday.com/2011/06/28/photo-horrors-3rd-reich-v-gaza/

     

    Mam dla ciebie propozycję.

     

    udało mi się przeczytać kilka/naście książek o zagładzie, zwiedziłem kilka miejsc, myślę że z tego wszystkiego najwieksze wrażenie zrobiła na mnie książka  Abrahama Kajzera "Za drutami śmierci" książka ta jest w internetach. Proszę przeczytaj ją, a potem powiesz nam czy twoje porównania czy też linki maja jakikolwiek sens.

    • Upvote 1
  7. twierdza-390.jpg

     

    Na wesoło cz.1

    Pierwszy uciekł konsul generalny NRD. Sowiecki generał dzielnie

    wytrzymał atak gazowy. Został najdłużej na trybunie razem
    z I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR, Tadeuszem Porębskim.
    Długo stała też wicewojewoda wrocławska Danuta
    Wielebińska, ktorej pod oczami rozmazał się tusz i wyglądała
    koszmarnie. Miała czarną twarz. Obok niej stał sowiecki generał.
    Kiedy wybuchł ogień, musieli uciekać. Zbiegając ze schodow,
    Porębski przypominał generałowi: „Towarzyszu generale, jedziemy
    na prazdnik”. Prazdnik to tradycyjne suto zakrapiane przyjęcie
    dla aparatu partii komunistycznej, organizowane zaraz po
    pochodzie pierwszomajowym. Generał odpowiedział tylko:
    „A job twoju mat’ s takom prazdnikom!”. I odjechał.
    W 1983 roku Solidarność Walcząca, rozochocona udanymi
    demonstracjami z czerwca i sierpnia 1982 roku, przygotowała
    się specjalnie do manifestacji na 1 maja. Postanowiono powtórzyć
    wariant z 1968 roku, kiedy opozycyjna demonstracja, złożona
    wówczas głownie ze studentów, weszła w oficjalny pochód.
    Trybuna honorowa dla komunistycznych oficjeli stała
    w tym samym miejscu, co piętnaście lat wcześniej – na placu
    PKWN (obecnie Legionów). Tak jak i wtedy stali tam sowieccy
    generałowie.

    * * *
    W zajezdni autobusowej MPK przy ulicy Grabiszyńskiej
    z podziemiem współpracowała większość załogi. To oni tworzyli
    trzon ponad pięćdziesięcioosobowej grupy, która weszła do oficjalnego pochodu na ulicy Świdnickiej. Wmieszali się między de legacje zakładów pracy i oficjalnych związków zawodowych.
    ZOMO było zdezorientowane. Myślało, że to kolejny zakład pracy.
    Maszerowali normalnie, jak gdyby nigdy nic. Kiedy już przestano
    zwracać na nich uwagę, w jednej chwili rozwinęli transparenty
    Solidarności. Milicja nie miała jak ich zaatakować. Byli
    między innymi delegacjami. Kiedy zbliżyli się do trybuny honorowej,
    ZOMO, które wcześniej ustawiło się za trybuną, popełniło
    fatalny błąd – stamtąd zaczęło strzelać i rzucać w demonstrujących
    petardami gazowymi. Grupy Wykonawcze SW były na to
    przygotowane. Z zakładów Hutmen młodzi chłopcy dostali rękawice
    hutnicze, które wytrzymywały bardzo wysokie temperatury.
    Podbiegali do dymiących ładunków i odrzucali je w stronę
    trybuny. Tam zaczęło się pandemonium. Oficjele zostali zaatakowani
    gazem, a ponieważ trybuna była oklejona łatwopalnymi
    materiałami, szybko zaczęła płonąć.
    Andrzej Sybis z grupy MPK z Grabiszyńskiej, który walczył
    pod trybuną, zapamiętał jeszcze wielką wojskową czapę, spadającą
    z głowy wściekłego, załzawionego od gazu, sowieckiego generała.
    Ten widok wywołał entuzjazm wśród demonstrujących.
    ZOMO nie było w stanie ich zatrzymać. Część ludzi z oficjalnego
    pochodu dołączyła do demonstracji opozycjonistów. Walki rozlały
    się na wiele dzielnic miasta. Trzeba było ściągać komandosów
    z innych części kraju. Utworzono most lotniczy z Krakowem. Samoloty
    transportowe przelatywały nisko nad ulicami kipiącymi
    od rozruchów. Dowożone nimi posiłki wprost z lotniska wojskowego
    Strachowice spieszyły na pomoc oddziałom ZOMO niedającym
    rady opanować sytuacji. Budynek Komitetu Wojewódzkiego
    PZPR otoczył specjalny kordon.
    Tam doszło do tragikomicznej sceny. Około dwustu działaczy
    partyjnych chciało się schować w budynku KW. Machali legitymacjami
    partyjnymi, aby ich przepuścić. Ale chaos był ogromny i zomowcy
    byli przekonani, że to opozycja atakuje Komitet. I spuścili
    działaczom partyjnym ostre manto pałami. Wielu zostało
    bardzo mocno pobitych. Przepraszał ich potem publicznie –
    wcześniej zagazowany – pierwszy sekretarz Porębski.
    Ta demonstracja była wielkim sukcesem Solidarności Walczącej.
    Widok płonącej trybuny ze stojącymi na niej sowieckimi generałami na długo pozostał w pamięci uczestników, a zdjęcia
    płonącej trybuny z działaczami komunistycznymi do dziś jest
    symbolem polskiej rewolty lat osiemdziesiątych.

    Na wesoło cz.2 

    10403740_307309026109259_306894400504131

     

     

    Na smutno

     

    Wszystkim tym, którzy mówią o pozytywnej roli, jaką odegrał w polskiej historii Wojciech Jaruzelski dedykuję opowieść do Darku Bogdanie z 1984 – to fragment mojej książki „Twierdza. Solidarność Walcząca. Podziemna armia”.

     
    „Kiedy siedemnastoletni Darek Bogdan wszedł do pokoju
    przesłuchań na komendzie przy ulicy Grunwaldzkiej, przywitał
    go cios pięścią w szczękę. Przeleciał przez stojące krzesło i po
    chwili poczuł kilka mocnych kopniaków w plecy i żołądek. Zaczął
    wymiotować. Dwóch milicjantów wybuchło śmiechem.
    Chwycili go za ramiona, wytarli nim wymiociny i wrzucili jak
    kłodę do łazienki. Uderzył twarzą o ścianę. Z nosa poleciała
    krew. W łazience próbował się umyć. Miał nadzieję, że to takie
    przywitanie. Ale to był tylko początek.
    Był 27 września 1984 roku. Darek uczył się w szkole zawodowej,
    chodził na demonstracje, drukował i kolportował podziemne pisma.
    Zatrzymywano go już wcześniej. Przeszedł wtedy
    „ścieżkę zdrowia”, został mocno pobity. Teraz namierzono go po
    demonstracji, podczas której rzucił słoikiem z farbą w milicyjną
    nyskę, aby odwrócić uwagę milicjantów od uciekających ludzi.
    Udało mu się uciec, ale rozpoznali go i naszli następnego dnia
    w domu.
    Przesłuchanie na Grunwaldzkiej zaczęło się od ciosów
    i wrzucenia do łazienki. Z łazienki wyciągnęli go kopniakami.
    Potem seria pytań. Po każdym pytaniu – cios pięścią w twarz.
    „To i tak ulgowo, chuju, bo dla małolatów!” – usłyszał. Miał już
    wcześniej bardzo mocno zranioną nogę. Kiedy kazali mu wstać,
    jeden z milicjantów kopnął go w skaleczone miejsce. „Boli!” –
    krzyknął. „Pokaż gdzie, skurwysynu!”. Chłopak podwinął nogawkę
    i pokazał zawinięty w bandaż fragment nogi. Po chwili
    wylądował w tym miejscu precyzyjnie wymierzony cios gumową
    pałką. Padł na podłogę. Milicjant lał go pałą, celując wciąż
    w to samo miejsce. Potem klęknął kolanami na jego piersiach
    i przytrzymał mu ręce. W tym czasie drugi milicjant mocnym
    szarpnięciem zerwał bandaż i rozerwał ranę. Bol narastał.
    Padały kolejne pytania. Gdy nie mógł odpowiadać albo odpowiadał
    nie tak, jak chcieli, jeden z nich łapał go za włosy i uderzał
    tyłem jego głowy o ścianę. Zalanemu krwią i przerażonemu
    chłopakowi podetknęli do podpisania jakieś oświadczenie. „Nie
    wiem, co to był za papier, ale podpisałem, nie mogłem wytrzymać
    zadawanych mi ciosów” – relacjonował potem. Zaprowadzili
    go do celi. „Nie martw się, bakłażan, wrócisz tu, żeby zlizać tę
    krew”.
    Następnego dnia rano przesłuchiwał go prokurator Zbigniew
    Tuczapski. Darek powiedział mu, że wczoraj był bity. Prokurator
    odpowiedział, że widocznie za słabo, bo ciągle może siedzieć na
    krześle. I sam kilka razy uderzył go w twarz. „Jakbym ja cię przesłuchiwał,
    tobyś wyjechał nogami do przodu!”
    Noga zaczęła gwałtownie puchnąć, więc zawieziono go na
    pogotowie. Oprocz zmasakrowanej nogi miał uszkodzoną szczękę,
    guzy na głowie, siniaki na rękach i nogach. Lekarz założył
    mu opatrunki i zabrano go z powrotem. Eskortujący go milicjant
    skuł mu ręce z tyłu i wepchnął do suki tak, że poleciał na podło213
    gę. Kierowca gwałtownie ruszył i urządził sobie specyficzną zabawę.
    Skręcał bardzo ostro tak, że ciało zmaltretowanego chłopaka
    obijało się o drzwi i poręcze. Kierowca krzyczał, żeby mu nie
    rozbił karoserii. Po powrocie do komendy dostał na powitanie
    trzy ciosy pięścią. „Żebyś wiedział, gówniarzu, że wróciłeś na
    komendę”.
    Darek spędził w areszcie kilka tygodni. Co kilka dni był zabierany
    na przesłuchania, podczas których był bity i kopany. Kiedy
    któregoś razu jakiś funkcjonariusz zapytał, czy oddał już
    wszystkie rzeczy, chłopak odpowiedział, że został mu tylko bandaż
    na nodze. Wtedy milicjant zerwał go wraz ze strupem. „Zobacz
    teraz, możesz się na tym powiesić” – krzyknął, rechocząc
    i potrząsając bandażem. Potem złapał go za włosy i pchnął w kierunku
    celi, dodając kilka kopniaków „na przyspieszenie”.
    Pierwszego listopada, na zakończenie śledztwa, skatowali go
    jeszcze raz. W specyficzny sposób „użalili” się nad nim, że nie
    ma ojca: „To poznasz teraz, co to jest ręka ojcowska”. Skopali go
    tak, że przez następne dwa tygodnie nie mógł nic jeść ani trzymać
    w rękach. W ramach „zabawy” przytrzaskiwali mu palce
    krawędzią szuflady, zamykając ją kopniakami. Miał zgruchotane
    kości. Lekarz więzienny powiedział mu, że jedzenie mogą przeżuwać
    za niego koledzy i karmić go łyżką – jego to nie obchodzi.
    Po wyjściu z aresztu Darek miał zawroty głowy, tracił pamięć,
    zaczął się jąkać, miał skurcze palców, nie mógł nic utrzymać
    w rękach. Później przesiedział w więzieniu jeszcze piętnaście
    miesięcy. Okazało się, że ma pękniętą czaszkę i trwałe zmiany
    neurologiczne*.
    Dariusz Bogdan opisał swój pobyt w więzieniu. List zawierający
    szczegółową relację z katowania trafi ł do podziemnych gazet**.
    Było o nim bardzo głośno i dla wielu młodych działaczy stał
    się przestrogą, co może ich spotkać za działalność w podziemiu.
    W latach 1984–1985 były poważne powody, by się bać.
    Nie był to koniec jego dramatycznych przeżyć. Chłopak nie
    zrezygnował z walki i na tyle, na ile pozwalały mu siły, dalej
    działał w podziemiu. Cztery lata później SB znów go skatowało.
    Funkcjonariusze wywieźli go za miasto i pobili. Później dali mu
    żyletkę i kazali popełnić samobójstwo, a kiedy odmówił, dostał
    do ręki łopatę i miał wykopać sobie grób. Na szczęście esbecy
    „tylko” go postraszyli. Dariusz Bogdan nigdy już nie wrócił do
    zdrowia, nie był w stanie normalnie funkcjonować, skończyć
    szkoły, ani pracować”.

     

    http://jankepost.salon24.pl/586120,lamanie-palcow-wspominajac-jaruzelskiego

    • Upvote 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...